rozmowa z Marcinem Iwaszkiewiczem z dnia 01.12.2013
Marcin Iwaszkiewicz, źródło: http://www.pigarchitekci.pl/ |
Marcin Iwaszkiewicz - architekt, założyciel pracowni PIG architekci
sp. z o.o. w Warszawie (wraz z Jędrzejem Przyłuskim)
Studiował
architekturę na Politechnice Warszawskiej i Technical University w Eindhoven. Odbył
praktykę w Office for Metropolitan Architecture w Rotterdamie w latach
2007-2008. Brał udział w opracowaniu projektów dla Miasta Edukacyjnego w
Katarze (kompleks trzech budynków) oraz Rewitalizacji starych doków w Gandawie,
w Belgii. Mając do wyboru studia na Wydziale Architektury w Delft i praktykę w
OMA wybrał tą drugą opcję. Opowiada o doświadczeniu i wrażeniach z pracy w OMA.
Pawilon Polski EXPO 2015 Mediolan, III nagroda, PIG Architekci |
Tomasz Sachanowicz / Architektura w Szczecinie:
Jak myślisz, dlaczego tak wielu
młodych architektów podąża ścieżką wyznaczoną przez OMA ?
Marcin
Iwaszkiewicz:
Ja
myślę, że to jest jedna z najbardziej znanych na świecie pracowni, jedna z
bardzo wpływowych i medialnie nagłośnionych. Oni bardzo dobrze PR-owo działają
i są bardzo znani z tego. Poza tym osoba Rema, który jest bardzo wpływową
postacią… Myślę, że obcowanie z nim i z całym jego charakterem oraz z zespołem,
który stworzył jest bardzo interesujące. To, mi się zdaje, rzecz podstawowa.
Poza tym oni mają bardzo usystematyzowany sposób pracy i bardzo dogłębnie wszystko
analizują. Sposób pracy, podpatrzenie tego, złapanie tego w jaki sposób oni się
inspirują, w jaki sposób rozwijają projekty. Poza tym bardzo rzetelnie i
intensywnie pracują, co oczywiście jest minusem dla pracowników, bo tam życie
wygląda właściwie tak, że się siedzi w pracy i nic więcej nie robi.
Jaka jest atmosfera w biurze?
Biuro
jest przystosowane do siedzenia w nim 24 godziny. Jest pełny catering, wielka
kuchnia, w której o każdej porze doby możesz się posilić.
Ja
pracowałem w takim trybie, miałem to szczęście, że w pierwszym zespole miałem
dość rozsądną kierowniczkę projektu, więc weekendy mieliśmy wolne a w tygodniu
siedzieliśmy trochę po godzinach przy tym katarskim projekcie. Natomiast z tym
belgijskim projektem siedzieliśmy codziennie od dziewiątej - dziesiątej do
północy, czasami dłużej; czasami w weekendy, czasami były wolne weekendy – tak
to wyglądało w sensie intensywności pracy. Spoko było to, że właściwie wszyscy,
poza takimi kluczowymi postaciami, jak partnerzy czy associate architect -
prowadzący projekty, byli na równi. To wyglądało tak, że niezależnie czy jesteś
praktykantem z Polski czy absolwentem Harvardu, to właściwie pracujesz przy tym
samym i w tym samym zespole. To też było fajne – taka wymiana myśli i
inspiracji między ludźmi z różnym doświadczeniem następowała dosyć łatwo. To
było na pewno w porządku.
Często podkreślany jest fakt, że w OMA nieważne od kogo
pochodzi pomysł – czy od praktykanta, czy od doświadczonego architekta – jeżeli
jest dobry – jest wykorzystany.
Tak,
aczkolwiek to jest tak, że jak oni robią koncepcję, to po prostu patrzą na
wszystkie możliwe aspekty, wszystkie opcje, nawet niedorzeczne. Starają się
testować wszystko, co im przyjdzie do głowy, oglądać to na modelach,
wizualizacjach, dyskutować i dopiero wtedy, jak masz pełne spektrum wiedzy,
przetestowałeś wszystkie opcje, jakie wszystkim członkom zespołu przyszły do
głowy, wtedy następuje moment wyboru ścieżki, czasami dwóch ścieżek, którymi
się idzie i potem jeszcze raz wybiera tą najlepszą.
Kto o tym decyduje? Kto dokonuje tego
wyboru? Prowadzący projekt, czy sam Koolhaas?
To
zależy od tego na ile prestiżowy jest projekt. Na pewno kluczowe projekty są
prowadzone zawsze przez jednego z sześciu partnerów. Natomiast jeżeli jest to
jakaś mega-sprawa, albo bardzo ważny etap projektu no to Rem, oczywiście też
decyduje o tym.
Jak
ja tam byłem to wprowadzali taki, z jednej strony dosyć idiotyczny system.
Każdy kierownik projektu przygotowywał 10-cio stronicowy raport z tygodniowej
pracy nad swoim projektem i Rem dostawał do samolotu, jak leciał gdzieś na
początku kolejnego tygodnia taką grubą księgę 400-tu stronicową z raportami od
tych kierowników projektów. Przeglądał sobie, robił notatki, odsyłał to do
sekretarek a one rozsyłały dalej do wszystkich architektów prowadzących. Było
to o tyle idiotyczne, że właściwie jeden dzień w tygodniu każdy musiał
poświęcać na przygotowanie tej książki a potem na jej analizę. Więc to zrobiło
się bezsensowne i mało produktywne na pewnym etapie.
Na
pewno najbardziej prestiżowe projekty Rem trzyma pod swoją ręką a mniej
prestiżowe też stara się doglądać jak najczęściej.
A Rem często bywa w biurze? I gdzie
on w ogóle mieszka, w Holandii czy w Londynie?
To
trudno powiedzieć w dzisiejszym zglobalizowanym świecie. Każdy kierownik
projektu dostawał taką informację, gdzie Rem się znajduje w kolejnym tygodniu.
I to było tak, że 2 dni w Korei, 3 dni w Chinach, 1 dzień w Rotterdamie, potem
w Londynie a potem jeszcze gdzieś w Stanach. Także on tak naprawdę myślę, że
spędza parędziesiąt jeśli nie paręset dni w roku w samolocie. Naprawdę jest
mega-mobilny. Ale jest dosyć często w tym biurze, tyle że krótko a intensywnie.
Miałeś okazję go spotkać, pogadać z
nim osobiście?
Raczej
to nie był dialog z mojej inicjatywy tylko raczej z jego inicjatywy. Było kilka
styków, kilka takich spotkań, na których on był. Było kilka takich sytuacji, że
na open–spejsie on się bardzo wkurzał na kogoś, więc to były takie
spektakularne sytuacje. Opieprzał wszystkich za ..bałagan w biurze, albo za …
lubi ekspresyjnie dosyć się zachowywać, więc jeżeli ktoś coś spieprzy to raczej
nie wzywa go na rozmowę do gabinetu, tylko robi opieprz na open-spejsie, przy
wszystkich. Jest impulsywny i ekspansywny bardzo.
Rzuca rzeczami? Wydziera się?
Drze
się, nie rzuca przedmiotami. Chociaż podejrzewam, że zdarzają się takie
sytuacje, że potrafi rozpieprzyć model albo coś w tym stylu. Ale przy mnie nie
rzucał przedmiotami, ewentualnie gestykulował bardzo intensywnie. On jest takim
hiperaktywnym człowiekiem.
Na
basenie go na przykład spotykałem czasami, bo obok biura jest siłownia z
basenem i czasami się spotykaliśmy tam w
szatni, na zasadzie 'cześć-cześć'. (śmiech)
Teraz prowadzisz swoje biuro. Czy
zdobyte w OMA doświadczenie wykorzystujesz w swojej pracy tutaj i teraz?
Myślę,
że zawsze bagaż doświadczeń jest cholernie istotny, zwłaszcza w naszym zawodzie
i na pewno jakąś częścią tego jest to, co zobaczyłem w OMA. Na pewno fajne jest to, że mam bardzo dużo
kontaktów. To biuro było duże, poznałem bardzo dużo ludzi z całego świata i to
nieraz przy jakichś różnych kontaktach biznesowo – zawodowych procentuje, bo
wiem do kogo się odezwać w jakim kraju, w jakiej sprawie i to jest bardzo duża
siatka kontaktów, którą zyskujesz. I to jest też duży plus. Ci ludzie czasami
mają swoje pracownie, czasami pracują w innych prestiżowych pracowniach, gdzieś
wykładają na uczelniach na całym świecie. To jest fajne, że po prostu na
facebooku czy LinkedIn masz tych ludzi, z którymi pracowałeś kiedyś w OMA i
zawsze możesz się do nich odezwać, i pogadać. Wzajemnie się jakoś wspieramy i
widujemy nawet czasami. Jak byłem w zeszłym roku w Japonii, to się widziałem z
kolegą z OMA, który wykłada w Tokio. Także to jest taki fajny klub znajomych
nazwijmy to.
To taka międzynarodowa siatka...
Siatka
połączeń - tak - to jest też bardzo istotne poza doświadczeniami takimi stricte
zawodowymi.
Dziękuję za Twój czas i rozmowę.
Dzięki.
Pawilon Polski EXPO 2015 Mediolan, III nagroda, PIG Architekci |
Pawilon Polski EXPO 2015 Mediolan, III nagroda, PIG Architekci |
Lotnisko Szymany, projekt konkursowy, PIG architekci |
Lotnisko Szymany, projekt konkursowy, PIG architekci |
Stadion w Chorzowie, I nagroda w konkursie, PIG architekci |
Stadion w Chorzowie, I nagroda w konkursie, PIG architekci |
Budynek magazynowo-techniczny, etap I kompleksu, Koscieliska, PIG architekci |
Kompleks hotelowo - biurowy w Warszawie, PIG architekci
źródło obrazków: www.pigarchitekci.pl
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz